Dzień 3. Wyspa Mali Losinj - Wyspa Cres. 71,6km. 7h46m.
        Wstajemy po 4. Korzystamy z cywilizowanej toalety. Ulatniamy się przed 6. Ruszamy główną drogą w kierunku wyspy Cres. Droga prowadzi raz w górę, raz w dół. Po kilku kilometrach zbaczamy z trasy aby przejechać przez miejscowości Sv Jakov i Nerezine. Chcemy wykąpać się w morzu ale w tym miejscu woda jest bardzo brudna więc jedziemy dalej. Po pokonaniu 20km od rana docieramy do Osoru - niewielkiego miasteczka na krańcu wyspy Cres. Zwiedzamy Osor, objeżdżamy mury obronne, jemy śniadanie na ławce i idziemy wylegiwać się na plażę. W mieście jest most 'zwodzony' (czy raczej obrotowy) pomiędzy wyspami Cres i Mali Losinj, który jest otwierany 2 razy dziennie po to by przepuścić statki i żaglówki - mamy to szczęście trafić akurat na poranne otwarcie mostu.
        O 11.30 wyjeżdżamy z miasta i kierujemy się główna drogą na północ. Po drodze zauważamy kranik z wodą źródlaną - napełniamy wszystkie butelki i bidony czystą, zimną wodą. Ochlapujemy rozgrzane głowy:) Ruch na drodze średni, jazda całkiem przyjemna. Po 15 km odbijamy na zachód aby boczną drogą objechać Vransko Jezero i dotrzeć do zachwalanego w przewodniku miasteczka Valun. Jedziemy szutrową drogą aż do znaku 'zakaz ruchu', oczywiście mijamy go:) Przejeżdżamy przez maleńką wioskę Grmov, zabudowaną jedynie kilkunastoma budynkami i kapliczką. Droga nadal szutrowa, otoczona kamiennym murkiem. Dookoła pola poprzecinane takimi samymi usypanymi z kamieni 'płotami'. Vransko Jezero widzimy tylko przez moment, przez większą część trasy jest niewidoczne - jezioro położone jest kilkadziesiąt metrów poniżej drogi.
        Kończy się droga szutrowa, wpadamy na asfalt. Po chwili bardzo stromym zjazdem dojeżdżamy do Valun. Po kilkugodzinnej jeździe w upale ochoczo wskakujemy do chłodnego Adriatyku:)
        Jest już 18 a przed nami sporo drogi. Na pewno nie zdążymy przed zmierzchem. Ponad 5km podejścia - tak stromo, że nie chce się jechać. Ja standardowo oszczędzam kolana, Gabi dzielnie pedałuje. O 20 docieramy do głównej drogi na wyspie. Jeszcze trochę wspinaczki i nareszcie zjazd. Sześciokilometrowy:) Po drodze podziwiamy położone w dole miasto Cres i otaczającą go zatokę. Widok fantastyczny! Niestety śpieszymy się i jest dosyć późno - nie ma czasu na zdjęcie ze statywu. Szkoda...
        Za Cresem znów ostre podejście - 5km. Jest już zupełnie ciemno. Czołówki i czerwone lampki na rowerach włączone. Maszerujemy do góry. Po godzinie docieramy do skrętu z głównej drogi w boczną, która dała nam się tak mocno we znaki wczorajszego ranka. Jutro rano zemścimy się na niej jadąc w przeciwnym kierunku - czyli z górki:) Ale do tego czasu musimy jeszcze znaleźć miejsce na nocleg. Gasimy lampki aby nikt nas nie zauważył. Dzikie obozowanie jest oczywiście zabronione, na domiar złego jesteśmy w rezerwacie orła białego...
        Idziemy więc w ciemnościach, podziwiając światła portu Merag oraz przepływające z Krku promy. Wspaniałe uczucie:) Ostatecznie zatrzymujemy się na zakręcie drogi licząc, że nikt nie będzie tędy przechodził nocą. Musimy spać w zasadzie na drodze, bo tylko tu jest płasko i kamienie są akceptowalnych rozmiarów. Wyciągamy maty samopompujące, napełniamy je powietrzem do połowy żeby nie przebiły się na ostrych kamieniach i kładziemy się spać pod rozgwieżdżonym niebem. 'W życiu piękne są tylko chwile'... To właśnie jedna z nich:) Ale zmęczeni szybko zasypiamy...