Dzień 8. Skradin - Szybenik - Zablace. 40,0km. 3h30m.
        Śpimy dłużej niż zwykle. Dzisiejszy dzień przeznaczymy głównie na zwiedzanie. Nikt z obsługi nie pojawił się przed 7.00 więc ruszamy unikając opłaty;)
        Do 8.30 zwiedzamy Skradin. Później szutrową ścieżką biegnącą wzdłuż rzeki docieramy do Parku Narodowego Krka. Tam przypinamy rowery do stojaka i prosimy obsługę o przypilnowanie aby nikt nie kręcił się koło bagaży. Zostawiam też baterię z aparatu do ładownia. Zabieramy bidon z sokiem, aparat, statyw i ruszamy podziwiać słynne wodospady. Ponad dwie godziny spacerujemy po wytyczonych ścieżkach Parku. Jest pięknie:)
        W południe zatrzymujemy się w cieniu drzew i zasypiamy na pół godziny na ławeczce. Później ruszamy w stronę Szybenika. Po pokonaniu ścieżki do Parku wjeżdżamy na główną drogę. Droga pnie się bardzo stromo w górę i jest okropnie gorąco. Jedziemy mimo to - chcemy zwiedzić jak najwięcej w Szybeniku. Na mapie mamy zaznaczony skrót do miasta. Skręcamy więc zadowoleni na szutrową drogę. Będzie szybciej i przyjemniej. Po przejechaniu 100 metrów jesteśmy trochę mniej zadowoleni... droga zasypana jest gruzem i śmieciami. W dodatku zaczyna śmierdzieć. No cóż, takiego wysypiska nie ominiemy. Źli wracamy na drogę asfaltową.
        Po 16 w końcu zbliżamy się do Szybenika. Widok z drogi dojazdowej rewelacyjny. Widzimy z dala górującą nad miastem budowlę. Sprawdzamy w przewodniku - to twierdza św Anny. Dojeżdżamy, płacimy 15kun wstępu i idziemy podziwiać widok, jaki rozpościera się z niej na miasto. Gdy chcemy jechać dalej okazuje się, że znów mam przebitą dętkę. Podczas naprawy spotykamy rodzinę z Bułgarii. Ojciec jest mocno 'zawiedziony'... krzyczy, że w Chorwacji za niedługo trzeba będzie płacić za oddychanie. To jego reakcja za pobieranie opłat przy wejściu do twierdzy. Kiedy próbuję polemizować, tłumacząc, że przecież z tego tutaj żyją odpowiada, że kiedy za każdy obejrzany kamień musi płacić za kilkuosobową rodzinę to już jest przesada. Nie można odmówić mu trochę racji...
        Do starego miasta docieramy o 18. Od razu kierujemy się w stronę katedry św. Jakuba - najwspanialszego zabytku w mieście. Wstęp o dziwo darmowy, za to przed wejściem do wnętrza świątyni muszę przepasać biodra pomarańczową chustą - to ze względu na mój strój. Niektóre z bardziej skąpo ubranych kobiet dostaję po 2 chusty - drugą na ramiona. Pomysł całkiem dobry - w końcu szacunek dla takiego miejsca powinno się zachować.
        Jest po 19 - za późno aby obejrzeć całe miasto. Musimy poszukać noclegu gdzieś w pobliżu i dokończyć zwiedzanie nazajutrz. Na pobranej z punktu informacyjnego mapce miasta odnajdujemy oddalony od centrum o 7km kemping. Cena 130kun za 2 osoby. Samo pole namiotowe przyjemnie usytuowane wśród drzew, od morza wieje orzeźwiający wiaterek. Za to sanitariaty - dramat. Smród, brud i ubóstwo. Ciężko znaleźć toaletę z deską sedesową. No i mnóstwo smażących grilla grubasów z Polski... Będzie wysyp dumnych zdjęć wakacyjnych na naszej-klasie;)
Wypijamy po Ozujsku i zasypiamy.