Dzień 11. Wyspa Brac. Pustelnia Blaca. 50,5km. 4h41m.
        Wstajemy po 5. Szybko zwijamy obóz i o 6.15 jesteśmy w miejscowości Nerezisca. Chwilę szukamy drogi i skręcamy w stronę Pustelni Blaca - najważniejszego zabytku na wyspie Brac. Po paru kilometrach droga zmienia się w szutrówkę. Jest nadzwyczaj płasko. A potem z górki - super!
        Kilka razy mijają nas samochody wzniecając chmurę kurzu, ale poza tym jazda bardzo przyjemna. O 9.30 przerwa na gotowanie zupy w cieniu drzew:) Półtorej godziny później dojeżdżamy do parkingu, przypinamy rowery do drzewa i stąd piechotą ruszamy w 2,5 kilometrową trasę do pustelni. Turyści z Polski, którzy dojechali do parkingu autem zawrócili. Przeraziła ich świadomość, że do pustelni nie można dojechać samochodem......
        Po dotarciu do pustyni musimy czekać ponad pół godziny aż poprzednia grupa skończy zwiedzanie - można poruszać się tylko z przewodnikiem. W końcu przychodzi pora na naszą grupę. Niestety oprowadza nas przewodnik znający tylko chorwacki. Są z nami turyści z Czech - oni chyba nieco lepiej rozumieją chorwacki, ja z kolei lepiej rozumiem czeski. Podsłuchuję więc co starszy Czech tłumaczy z chorwackiego swoim dzieciom i tą drogą próbuję złapać coś dla siebie:)
        Pustelnię zbudowali mnisi uciekający przed Turkami w roku 1550. Najpierw mieszkali w jaskiniach, potem postawili kamienny kościół i inne budynki. Z czasem pustelni stała się samowystarczalną jednostką - zakonnicy najmowali pracowników sezonowych. Zajmowali się pszczelarstwem, hodowlą zwierząt i uprawami warzyw, owoców, oliwek a także winogron. Eksportowali nawet wino i olej własnymi (!) statkami do Wenecji.
        Podziwianie pustelni kończymy w samo południe. Godzinę później jesteśmy już przy rowerach i ruszamy dalej czerwoną szutrówką w dół - w kierunku miasta Bol.
        Tak się nam przynajmniej wydawało...
      Widoki fenomenalne! Zjeżdżając w dół robimy sobie mnóstwo zdjęć - miejsce piękne i pamiątka na całe życie - jeździć rowerem w takim miejscu...
        Spotykamy grupkę nastolatków z Włoch. Też szukają drogi do wybrzeża. Niestety wszyscy się myliliśmy. Po kilku kilometrach droga kończy się... urwiskiem! Nie ma żadnej możliwości zjazdu. Musimy wracać. 7km powrotnej wspinaczki. Jest gorąco, droga niezwykle stroma, pełna kamieni, które usuwają sie spod nóg, momentami nie ma mowy o jeździe - trzeba prowadzić rower. Mimo to i tak najgorsza jest świadomość tego, że zgubiliśmy drogę. Musimy wracać aż na główną drogę i zmienić plan podróży. Na pewno nie odwiedzimy miasta Bol ani słynnej plaży Zlatni Rat (choć jak przeczytałem później - nie ma czego żałować...). Na domiar złego łapię gumę. Po raz kolejny nie mogę zlokalizować źródła 'przecieku'. Zmieniam dętkę w tylnym kole ale to nic nie daje - musi być jakiś niewidoczny kolec w oponie. Ile bym nie pompował i tak powietrze uchodzi do pewnego poziomu. Trudno, muszę jechać dalej z na wpół napompowaną oponą. Pocieszam się, że przynajmniej możemy kontynuować jazdę;)
        Po kilku godzinach mordęgi docieramy do głównej drogi na wyspie. Jest 18.30 a my jesteśmy zaledwie kilka kilometrów od miejsca, z którego wyruszyliśmy rano. Jedziemy więc uparcie aby dojechać jeszcze tego dnia jak najdalej - jutro chcemy dotrzeć do Makarskiej porannym promem. Udaje nam się jeszcze zrobić zakupy w miejscowości Praznica. Jedziemy dalej do 22.00. Nocujemy w krzakach tuż przed miejscowością Selca. Same kamienie. Rzucamy na ziemię ręcznik kąpielowy i chowamy się w 1 śpiworze. Wszystko po to aby rano móc bez zbędnego pakowania ruszyć na trasę jak najwcześniej.
        Jaki dzień, taki nocleg. Brac - pechowa wyspa...