Dzień 13. Wyspa Hvar. Jelsa - Sveta Nedjelja. 51,1lm. 4h30m.
        4.00 pobudka. Jeszcze ciemno, zwijamy śpiwór, robimy śniadanie. Przed 5 ruszamy. Chwila pod górę, potem kilka kilometrów zjazdu. Mijamy pogrążoną we śnie miejscowość Gdinj. Ja jadę w długich spodniach i bluzie - gdy wyruszaliśmy było chłodno. O wpół do siódmej jest już tak ciepło, że muszę zdjąć nadprogramowe ubrania. W Zastrazisce kupujemy świeży chleb i pączki w lokalnej piekarni. Siedzący na krzesełkach pod sklepem panowie machają nam grupowo na przywitanie:)
        Kierujemy się główną drogą wyspy w stronę Jelsy. Im bliżej miasta tym piękniejsze widoki. O 9 zatrzymujemy się przy drodze aby ugotować zupę z ryżem. Ja po raz kolejny łatam dętkę. Tym razem przednią. Ostatnie kilometry to tylko zjazd, droga wije się serpentynami. Jest wąsko i niebezpiecznie - tuż za krawędzią drogi przepaść. Na szczęście ruch nie jest duży. Pierwszy raz w Chorwacji nawierzchnie drogi są złej jakości a sama jezdnia stosunkowo wąska. Dotychczas nie mogliśmy o tutejszych drogach (w kwestii wykonania) powiedzieć nic złego. Rekompensatą za warunki jazdy są widoki - pod tym względem trasa jest jedną z ładniejszych jaką się poruszaliśmy.
        O 13 docieramy do Jelsy. Fotografuję centrum, robimy zakupy, zostawiam baterię do ładowania w informacji i jedziemy na plażę. Dziś ciężko o coś kameralnego. Puste plaże są poniżej zbocza - a my nie chcemy zostawiać rowerów bez opieki. Schodzimy więc tam gdzie jest łatwy dostęp z bike'ami. Pływamy i odpoczywamy przez 3 godziny:)
        O 17 zbieramy się w sobie i opuszczamy plażę... Bardzo wąska droga wije sie przez 3 km pod górę. Ulica przebiega między budynkami wsi Pitve - miejscami jest tak wąska, że przejechać może tylko 1 samochód. Docieramy pod wjazd do tunelu. Znak zakazu ruchu rowerów. Tunel wąski - ruch odbywa się wahadłowo. W środka brak oświetlenia, Długość 1,4km. Zastanawiamy się co robić. Chorwackie napisy mówią coś o czujniku, nie mamy jednak pewności czy rowery też zostaną 'złapane' przez ten czujnik. Jeśli nie, będzie wielkie bum gdzieś w środku tunelu - gdyby samochody z 2 strony tunelu ruszyły w przeciwnym kierunku;) Pytam chłopaków ze starego renault'a o przejazd. Jeden z nich odradza mi kategorycznie jazdę tunelem twierdząc z miną znawcy, że w zeszłym roku zginęło tu 2 rowerzystów i 1 motocyklista... Jako że chłopaki są bardzo wesołe i popiją piwo nie traktuje ich słów zbyt poważnie;) Chociaż....
        Gdy w końcu decydujemy się zaryzykować i ruszyć razem z samochodami macha na nas kierowca dużego vana. Jest to turysta ze Słowenii, który ze swoją córką jedzie nad wybrzeże wyspy. Proponuje przewóz rowerów, bo jak sam mówi, miejsca w aucie wystarczy dla wszystkich. Oczywiście chętnie przyjmujemy jego propozycję. Słoweniec po drodze opowiada nam o swoich kilku pobytach w Polsce. Okazuje się, że całkiem niedaleko nas, w Bielsku-Białej dwukrotnie kupował bydło. Wysiadamy zaraz za tunelem i dalej ruszamy już o własnych siłach. Mimo wszystko trochę żałuję, że nie przejechaliśmy przez tunel. Byłyby emocje...:)
        Jedziemy serpentyną ostro w dół, dojeżdżamy do rozwidlenia i skręcamy w prawo, na zachód. Po 10km jazdy drogą położoną 100 metrów nad poziomem morza docieramy do miejscowości Sveta Nedjelja. Jest juz po 20 a wszystkie drogi z miasteczka biegnące na zachód są opatrzone tabliczkami 'ślepa uliczka'. Pytamy więc miejscowych i odnajdujemy tę właściwą.
        Jedziemy dalej wzdłuż wybrzeża, powoli zaczyna się ściemniać. Droga jest niesamowita. Czerwony szuter, drobne kamyczki. Z prawej strony mamy skały, z lewej stumetrową przepaść. Mija nas kilka samochodów, wzbijając ogromne chmury czerwonego kurzu - ubrania, rowery i bagaże pokrywają się coraz bardziej pyłem. Gdy robi sie zupełnie ciemno włączamy czołówki i powoli jedziemy dalej. Fantastyczne uczucie. Jest chłodno, wieje lekki wiaterek, świeci księżyc - na morzu ogromna księżycowa poświata i kilka światełek rozrzuconych po horyzoncie - to światła statków.
        Gdyby nie księżyc byłoby zupełnie ciemno. A tak jest po prostu cudownie!
        Oprócz samej drogi ani kawałka płaskiego terenu, a jest już po 22 i trzeba szukać miejscówki na nocleg. Zauważamy stromy zjazd do plaży. Byłoby wspaniale spędzić noc na plaży w takich okolicznościach przyrody. Schodzę sprawdzić - niestety po 200m okazuje się, że jest to plaża prywatna i przejście jest zablokowane. Wracam i jedziemy dalej. Odnajdujemy następny zjazd i tym razem udaj się znaleźć odpowiednie miejsce. Co prawda jeśli tylko się rozwidni będzie nas widać idealnie z drogi ale lepszego miejsca nie znajdziemy.
        Rzucamy na ziemię śpiwory. Gabrysia zasypia, ja idę popatrzeć na morze. Uwieczniam widok na kilku fotografiach. Jest północ.
        Nocleg 100 metrów nad morzem, 5 metrów od przepaści, szum wody, pełnia księżyca i kołyszące się na morzu światełka statków. Jeszcze jeden magiczny wieczór w Chorwacji...