[ Wstecz - Chorwacja 2009 ]  [ ... ]  [ 8 ]  [ 9 ]  [ 10 ]  [ 11 ]  [ 12 ]  [ 13 ]  [ 14 ]  [ 15 ]  [ 16 ]  [ 17 ]  [ 18 ]  [ 19 ]  [ 20 ]  [ 21 ]
Dzień 15. Stari Grad - Korcula - Półwysep Peljesac. 21,0km. 2h09m.
        Wstajemy odrobinę za późno. Francuzi już prawie spakowani. Szybko zwijamy namiot i wyruszamy w drogę na przystań położoną 3 kilometry od kempingu. Na szczęście docieramy na czas. Przyjeżdżamy razem z parą z Francji. W kolejce do promu spotykamy poznanych wcześniej rowerzystów ze Słowenii. Gdzieś tam jeszcze widzimy bikerów z Włoch. Ładne towarzystwo:)
        8.15 start rejsu. Podczas pobytu na promie wymieniamy się emailami z Francuzami i Słoweńcami, pożyczamy im mapy. Słoweńcy jeżdżą tylko głównymi drogami bo mają mapę w marnej skali. Francuz z kolei pokazuje nam plan trasy z zaznaczonymi przewyższeniami kilometr po kilometrze. Świetna sprawa! Rozmawiamy przez prawie cały rejs o naszych wrażeniach z podróży po Chorwacji. Słoweńcy przyjechali tu tylko na kilka dni i bardziej nastawiają się na zwiedzanie. Francuzi z kolei mają bardzo ambitne plany - rozpoczęli w Wenecji a mają zamiar dotrzeć aż do Grecji!
        Po trzech godzinach o 11.15 wysiadamy na brzeg w Korculi. Zjadamy jeszcze śniadanie z parą z Francji w centrum miasta, potem żegnamy się. Zwiedzamy przepiękną Korculę kilka godzin - na zmianę któreś z nas odpoczywa na plaży i pilnuje rowerów.
        O 15.40 wsiadamy do motorówki jednego z prywatnych przewoźników i po kwadransie wysiadamy w Orebicu na Półwyspie Peljesac. Zwyczajowo postanawiamy odpocząć sobie na plaży:) Zjadamy kolację na kamieniach przy wodzie. Potem ruszamy dalej. Podziwiamy zachód słońca nad Orebicem. Po przejechaniu 16km docieramy do miejscowości Potomje. Jest już zupełnie ciemno ale jedziemy dalej. Niestety gubimy drogę. Pomaga nam turysta z Polski, siedzący w ciemnościach na ganku wynajętego domku. Żeby wrócić na szlak musimy przenieść rowery po liczących kilkadziesiąt stopni schodach. Jest tak stromo, że muszę odpiąć przyczepkę i przenieść ją osobno. Ostatecznie trafiamy na właściwą ścieżkę i kontynuujemy jazdę. Nie za długo - łapię kolejną już na wyprawie gumę. Klnąc pod nosem odkręcam tylne koło. Tracimy pół godziny - nie mogę napompować dętki, powietrze ciągle uchodzi. W końcu ruszamy dalej. Po 2-3 kilometrach postanawiamy zatrzymać się na noc. Co prawda będziemy musieli spać praktycznie na drodze ale trasa ta na pewno nie jest przejezdna dla samochodów więc nie powinno nam nic grozić...
        Gabrysia denerwuje się noclegiem na dziko w takim miejscu, w związku z tym momentalnie zasypia;) Ja jeszcze fotografuję księżycową poświatę na Adriatyku. Przy poprzedniej okazji było mi żal baterii na długie naświetlanie - tym razem wszystkie baterie naładowane na zapas i mogę poszaleć. Zdjęcie udaje się doskonale - zadowolony też kładę się spać. Kolejna piękne miejsce snu. Jeszcze ze śpiwora spoglądam na morze pod nami...
Poprzedni dzień       Do góry       Następny dzień