Dzień 2. Szczecin - Świnoujście. 17km         Z rana udajemy się na najbliższy przystanek PKP, pociągiem dotrzemy szybciej do centrum Szczecina i będziemy mieli więcej czasu na zwiedzanie. Odprowadzają nas Agata z chłopakiem, życzą udanej wyprawy i machają na pożegnanie. Tym razem pociąg super nowoczesny, z miejscami dla rowerów, miły pan konduktor. Europa coraz bliżej:) Pogoda nieciekawa, chmury i siąpi deszcz.         Z kartką od Agaty w dłoni zwiedzamy miasto. W kolejności przypadkowej oglądamy: Bramę Portową, Bazylikę archikatedralną św. Jakuba, Zamek Książąt Pomorskich wraz z wystawami (malarstwa, fotografii i... roślin owadożernych), Bramę Królewską. Przejeżdżamy przez miasto aż do Jasnych Błoń, tam krótki odpoczynek na drugie śniadanie pod Pomnikiem Czynu Polaków. Wałami Chrobrego docieramy do stacji głównej PKP skąd mamy dojechać do Świnoujścia.         Rozkład dawno sprawdzony w internecie, przyjeżdżamy z odpowiednim zapasem czasu i... okazuje się, że przed miastem wykoleił się pociąg i tory są nieprzejezdne. Pier***one Koleje Państwowe! Bilety na prom wykupione, rezerwacja zabukowana, nocleg w Kopenhadze załatwiony a my nie mamy jak dostać się do portu w Świnoujściu. Lecimy na PKS. Sobota, godzina 18, nic już nie kursuje. Postój taksówek - 'hmm za 2 i pół stówy mogę zawieźć'. Masakra. Ostatnia szansa - prywatny bus. Kierowca: 'Z ROWERAMI?! - wykluczone!' Po kilku minutach intensywnego i co by nie mówić natrętnego proszenia dostajemy zgodę na przejazd. Oczywiście akcja przed busem nieziemska - rozkręcamy koła od rowerów, rozpinamy sakwy, wyjmujemy bagaże podróżnych i upychamy wszystko od nowa tak żeby się zmieściło. Kierowca kręcąc głową dopycha na siłę drzwi bagażnika. Jedziemy!!! Do dziś nie wiem jakim cudem udało nam się wyprosić u gościa, żeby jednak zapakował nas do takiego miniaturowego busa. Może fakt, że skasował nas 2 razy więcej niż za zwykły bilet i nawet go nie wydrukował... ale pal licho i tak o niebo taniej niż taxi, no i zdążymy na czas - siedzę cicho.         Dojeżdżamy do Świnoujścia pod sam port. Zjadamy ostatnie typowo polskie danie - hamburgery z sałatką.. i udajemy się na odprawę. Chwila kręcenia się po porcie, odnajdujemy właściwą drogę i jesteśmy na miejscu. Sznur samochodów. Na szczęście kierujący ruchem uspokaja nas, że możemy wjechać w pierwszej kolejności. Spotykamy jeszcze dwóch chłopaków, którzy podobnie jak my, z rowerami płyną do Kopenhagi. Ich plany są bardziej ambitne, będą jechać cały czas na maxa. Szkoda, że nie wzięliśmy od nich emaila, chętnie dowiedziałbym się jak im poszło. Potem dołącza do nas zakręcony gość na pożyczonym rowerze z plecakiem. Ten też chce porozglądać się trochę po Danii, a potem przejechać do szwedzkiego Malmo. Od razu widać, że jego wyjazd to całkowity spontan. Plecak ledwo trzyma się bagażnika, parę najpotrzebniejszych drobiazgów w środku i koleś jedzie na wycieczkę. Jego absolutnie pozytywne nastawienie upewnia mnie jednak, że wszystko będzie OK:)         Oczekiwanie na prom wydłuża się. Zaczyna padać lekki deszcz. Ochroniarz macha do nas ręką abyśmy schowali się pod zadaszeniem. Miły gest z jego strony, w końcu teoretycznie przed otwarciem bram nie powinno nas tam być. Po kilkudziesięciu minutach w końcu pojawia się prom 'Pomerania'. Wjeżdżamy na pokład. Lokujemy się w kabinie ogólnej - taniej niż w kajutach a i tak wszyscy zaraz zasypiają. Ja wychodzę jeszcze na krótki rekonesans po promie i robię kilka ujęć podczas wyjścia z portu. Zasypiamy.
|
|