Dzień 5. Roskilde - Koge. 63km         Pogoda nie zachęca do wczesnego wstawania. Zbieramy się dopiero po ósmej. Po półtorej godzinie wolnego pakowania wyjeżdżamy z obozu. Po drodze mijamy malowniczą zatokę z mnóstwem jachtów. Docieramy do katedry i na zmianę - ktoś musi pilnować rowerów - wchodzimy żeby obejrzeć wnętrze. Dowiadujemy się, że Roskilde było pierwszą stolicą Danii a tutejsza katedra jest największą w kraju. Muzeum wikingów niestety musieliśmy ominąć ze względu na brak czasu. Zakładaliśmy dużo wcześniejsze pobudki ale pogoda krzyżuje nam plany.         Jest wpół do pierwszej. Wyjeżdżamy z miasta trasą rowerową nr 4. Słońce, które przed chwilą pozwoliło w całej okazałości sfotografować katedrę, już skryło się za chmurami. Teraz już wiem, że to typowa kolej rzeczy. Słońce nie gości na niebie przesadnie długo;) Krajobraz też typowy dla kraju - ciągnące się aż po horyzont pola obsiane zbożem i co jakiś czas posadowione wiatraki energetyczne.         W miejscowości Solrod zatrzymujemy się przy pomalowanym na żółto-pomarańczowy kolor kościele. Robimy obchód budowli. Wokół niej położone są groby wiernych ale wygląda to zupełnie inaczej niż jesteśmy do tego przyzwyczajeni. Nie ma dużych płyt nagrobnych tylko malutkie pamiątkowe, na których ledwie mieści się napis z nazwiskiem i datą śmierci. Każdy taki 'grób' otoczony jest żywopłotem i obsypany kamyczkami tworząc swego rodzaju mini enklawę, nierzadko z ławeczką. Wokół mnóstwo zieleni. Podoba nam się taka organizacja cmentarza. O wiele bardziej przyjazna a zarazem tworząca klimat 'intymności' dla odwiedzających.         Jedziemy dalej. Skręcamy na południe na trasę nr 9. Następny postój w punkcie odpoczynkowym z ławeczką i mapami. W miejscowości Hojelse podobny do wcześniejszego kościółek. Żółty kolor malowania, wieża ze schodkowym wykończeniem. Brama na teren parafii otwierana na potężny guzik. Szczerze mówiąc początkowo nie wiedziałem jak dostać się do środka... Zresztą podobnie było przy wychodzeniu gdy brama zamknęła się za mną samoczynnie...;)         Jest 17.30. Po godzinie dojeżdżamy do Koge. Chwilę odpoczywamy na przepięknym rynku z malowniczymi kamienicami. Wszędzie kolorowo, czysto i elegancko, a przy tym poprzez zachowanie oryginalnego wyglądu budynków czuć klimat dawnych czasów. W mieście funkcjonuje wciąż najstarszy ratusz w Danii.         Jedziemy do znajdującego się w mieście pola kempingowego. Niestety na miejscu okazuje się, że nocleg w namiocie na takim polu jest bardzo drogi - ponad 70zl za osobę. Trochę dużo jak na kawałek trawy i możliwość prysznica. Ustalamy z grubsza, że skoro takie luksusy są kosztowne, będziemy nocować na takich kempingach co jakiś czas gdy zajdzie potrzeba albo żeby się wykąpać;) Ja chcę znaleźć nocleg 'u ludzi' ale Gabrysia namawia mnie, żeby dojechać do darmowego pola namiotowego. No więc cóż mogę poradzić w starciu z kobiecymi argumentami;) Jedziemy. Lokalna trasa rowerowa o dziwo słabo oznakowana. Ale cóż może rzeczywistość poradzić na męskie racjonalne argumenty... gubimy drogę! Nadchodzi wieczór i jesteśmy zmuszeni poszukać noclegu na mój sposób. W kilku domach ludzie niechętni ale w końcu pewna kobieta pozwala nam rozbić namiot przy swoim domu. Po chwili z pracy wraca mąż pani domu, proponuje skorzystanie z łazienki, sprawdza nam pogodę na swoim palmtopie i chwali się, że był kilka razy w Polsce interesach. Córka właścicieli przynosi nam cukierki z krótkim liścikiem po angielsku. Wcale nie tak strasznie spać 'u ludzi';)
|
|