Dzień 13. Sonderby Bjerge - Svenstrup. 52km                 Pobudka o 7 - leje. O 8 - pada. O 9 - mży. Pogoda można powiedzieć, jak zwykle. W końcu zbieramy się w sobie i pakujemy obóz. Wyruszamy o 11. Po kilku kilometrach wjeżdżamy do wsi Toro Huse zachwalanej w przewodniku. Szczerze mówiąc widzieliśmy dużo ładniejszych miejscowości. Podziwiamy z brzegu zatokę Toro i półwysep o tej samej nazwie.         Dojeżdżamy do Assens. W centrum miasta szukamy punktu informacyjnego ale zamiast niego znajdujemy 'punkt spotkań turystów'. Pogoda zupełnie się popsuła, rezygnujemy więc ze zwiedzania miasta i kierujemy sie dalej na północ. W Assens kończy się trasa nr 60 a zaczyna 70. Tą drugą będziemy teraz podróżować zachodnim wybrzeżem Fionii aż do opuszczenia wyspy.         Po kilkunastu kilometrach dojeżdżamy do posiadłości Wedellsborg niedaleko miejscowości Husby. Objeżdżamy kompleks dookoła i jedziemy dalej. Mijamy miejscowość Fons z zabytkową zabudową. Kilka kilometrów dalej dostrzegamy z daleka stojący na poboczu samochód dostawczy. Przeczucie nas nie myli... na zadbanych duńskich drogach taki wrak z wybitymi szybami to musi być nasz samochód. Niebieski Ford Transit na polskich blachach!!! Co za wstyd... Oczywiście obfotografowuję samochód z każdej strony i... zauważam w środku katalogową mapę Danii. Yes yes yes:) Drzwi są otwarte i jakże potrzebna nam mapa ląduje w moim plecaku. Chyba nikt nie będzie mi miał za złe tego uczynku. Brakuje nam przecież mapy Południowej Jutlandii (czytaj - dzień 4), do której jutro zawitamy;) Zadowoleni takim obrotem sprawy jedziemy dalej.         Po drodze dokonujemy zakupów w przydrożnym sklepie samoobsługowym. Wrzucamy do puszki 20 koron i zabieramy 2-kilogramowy worek gruszek:) Nie wybaczyłbym sobie gdybyśmy chociaż raz w trakcie naszej wyprawy nie dokonali zakupów w takim 'sklepie'.         Jest po 17 - postanawiamy znaleźć nocleg tuż przed Middelfart. Teraz sklepy są już pewnie pozamykane a my mimo wszystko mamy nadzieję na zakup ostatniej potrzebnej nam części przewodnika dla rowerzystów. Najlepiej będzie spróbować szczęścia nazajutrz rano. Middelfart to duże miasto a w takich powinna być jakaś konkretniejsza księgarnia. Jako że w pobliżu nie ma oficjalnych pół namiotowych, próbujemy znaleźć coś 'u ludzi'. Udaje się za pierwszym razem:) Pan w średnim wieku z kolczykiem w uchu po krótkiej konsultacji z żoną stwierdza 'no problem'. Prowadzi nas nawet na miejsce gdzie najlepiej będzie nam rozbić namiot w głębi ogrodu, gdzie jest wykoszona trawa. Kiedy już się rozłożyliśmy gospodarz przynosi nam klucz od stojącej niedaleko przyczepy kempingowej z propozycją, że możemy się w niej ulokować. Szkoda, że nie przyszedł wcześniej. Mimo to korzystamy z przyczepy - gotujemy tam kolację na naszej kuchence i jemy posiłek 'przy stole';) Z przyzwyczajenia mimo wszystko śpimy w namiocie:)
|
|