Dzień 17. Froslev - Flensburg (Niemcy). Szczecin. Dom. 24km         Wstajemy o 6. Robię ostatnie 2 zdjęcia podczas wyprawy i zapełniam kartę 4GB do końca. Na szczęście zapowiada się słoneczny dzień. Przejeżdżamy jeszcze raz przez teren muzeum, wypadamy z lasu i zmierzamy do Padborga. Tam gubimy naszą trasę i poruszamy się inną ale ta również prowadzi do granicy z Niemcami. W środku lasu ostatnie metry duńskiego rowerowania i jesteśmy w Niemczech. Przy granicy zabieramy darmowy folder z mapką i jedziemy wg jego wskazówek.         Po 8 docieramy do Flensburga. Po dwóch tygodniach spędzonych w Danii, gdzie przeważa niska zabudowa, Flensburg ze swoimi kamienicami i ogromnymi kościołami wręcz nas przytłacza. Dodatkowo, jako że to niedzielny poranek, na ulicach mnóstwo 'wczorajszych' osobników, niektórzy po prostu leżą gdzie popadnie. Koło knajp pełno śmieci. W Danii zupełnie odwykliśmy od takich widoków. Nie czujemy się już tak bezpiecznie.         O 9 na dworcu głównym niemieckich kolei kupujemy bilet do Szczecina. Jest to bilet grupowy na 5 osób. Łącznie z rowerami płacimy 40 euro. W Kiel gdzie mamy pierwszą przesiadkę zagaduje nas para dwóch młodych Polaków wracających do kraju od rodziny. Proponują nam że oddadzą połowę wartości biletu jeśli ich 'przygarniemy' na nasz 5-osobowy bilet. Zgadzamy się oczywiście;) W ten sposób cała podróż przez Niemcy wyszła nas po 40zł za osobę z rowerem! A pociągi super nowoczesne, ciche i szybkie. W środku zawsze miejsca na rowery, fotele lotnicze, czyste i pachnące (dosłownie!) toalety. Taniej niż w Polsce a warunki na oko 30 razy lepsze...         Dojeżdżamy do Szczecina około 18.30. Nie chcemy podróżować nocą, dlatego zaczynamy rozglądać się za noclegiem. Objeżdżamy ze 4 akademiki ale w żadnym nie przyjmują gości. Zostały jedynie drogie pokoje hotelowe. No cóż musimy jechać. Pędzimy na PKP, ledwo zdążamy na pociąg. Oczywiście nie ma co liczyć na miejsca dla rowerów. Upychamy je w 'trumnie' koło kibelka, rozkręcając koła żeby się zmieściły i siodełka, żeby nikt ich nie ukradł. Sakwy zabieramy do przedziału a rowery spinamy żelaznym zapięciem. Na moich oczach w pociągu z Katowic jakiś czas wcześniej kolesie obrabiali portfele z wiszących płaszczy. Nawet nie próbowałem interweniować kiedy jeden kark z szajki usiadł naprzeciwko mnie z wymowną miną... Teraz więc nie mam zamiaru zostawić niczego co można by było ukraść. A to Polska właśnie!         Nad ranem docieramy do Katowic. Stamtąd do Bielska. A potem już do domów na rowerach. Gabrysia do Jasienicy a ja do Skoczowa.         Wyprawa Denmark Biketour 2008 zakończona!!! :)
|
|