Dzień 7.
Porto - Bocca di Ghineparu (425m n.p.m.) - Piana - Cargese - kemping 2km za Tiuccia
d = 67,9km. t = 6h 09m. max = 48,0km/h.
Pobudka o 6.30. Na śniadanie pierwszy raz w życiu żywność liofilizowana. Hmm, całkiem dobre:) O 8 uciekam z plaży i po 1km rozpoczynam wspinaczkę do Porto. Podczas podjazdu przymusowa przerwa - muszę, tak jak i kilka samochodów, przepuścic ciężarówkę jadącą z naprzeciwka. Jazda po korsykańskich drogach to dla kierowców większych pojazdów nie lada wyzwanie.
O 9.30 podziwiam z góry miasteczko Porto, a pół godziny później jestem już w jego centrum. Zostawiam rower i wspinam się na słynne skały w Porto, na których zbudowano jedną z wielu wież genueńskich. Wieża jak to wieża, wszystkie są do siebie bliźniaczo podobne. Ale widok spod wieży na całą marinę i miasteczko jest przepiękny. Robię mnóstwo zdjęć.
O 11 ruszam w dalszą drogę. Z Porto w kierunku Piany wiedzie ciężki podjazd aż do przełęczy Bocca di Ghineparu (425m n.p.m.). 10 kilometrów mordęgi, w piekielnej temperaturze... Za to od przełęczy niemal 15 kilometrów zjazdu:) W miejscowości Piana jestem o godzinie 14. Wcześniej
przejechałem przez drogę wykutą w skałach Calanche. Niestety wcześniejszy podjazd zniechęcił mnie do zjazdu ku wybrzeżu - skąd można podziwiać wspomniane skały w całej okazałości. Problem polegał na tym, że z wybrzeża trzeba by ponownie wdrapać się na wysokość 400m... a na to nie miałem zupełnie sił ani ochoty.
W Pianie obowiązkowa przerwa na zdjęcia i dalej - w dół! Jazda fantastyczna. Jak na mnie zatrzymuję się niezwykle rzadko aby zrobić zdjęcie. Żal przerywać taki zjazd:)
Od Cargese pędzę przez 20km tak szybko jak tylko daję radę. Okolica nieciekawa, typowo turystyczno-wypoczynkowe atrakcje. Aparat zamknięty w plecaku a ja napieram...
Około 19.30 dojeżdżam do kempingu za miejscowością Tiuccia. 12 euro za noc. Trochę drogo. Jadę zobaczyć na sąsiedni kemping. Może cena będzie zbliżona a ten ma dostęp do morza. Cena jest zblizona... ale do kosmosu! 24 euro za nocleg we własnym namiocie! Skoro juz o kosmosie była mowa - z prędkością nadświetlną wracam na poprzedni kemping. Recepcjoinsta liczy jakieś podatki i dodatki i wychodzi mu 12,5 euro za noc. Patrzy na mnie, na kask, na przepoconą koszulkę i mówi, że jak dla mnie to 10 euro. Fajnie:) W namiocie miałem pisać relację ale zasypiam wykończony...