Dzień 12.
l'Ospedale - Bocca d'Illarata (991m) - Zonza - Col de Bavella (1218m) - nocleg we wsi Bavella
d = 40,8m. t = 4h 22m. max = 54,0km/h.
Noc całkiem udana. Część namiotu znajdowała się na skałach ale ułożyłem matę samopompującą w ten sposób, że głowę miałem wyżej a nogi niżej. Nic mnie nie boli. Mata po raz kolejny zdała egzamin:)
Obudziłem sie o 4.30 i zacząłem pakowanie. Było to trochę nadgorliwe bo spakowałem wszystko a tu nadal ciemno... Siadam więc na jednym z głazów i zjadam iście farncuskie specjały - bagietkę z serem camembert. Siedzę sobie w ciemności, szumią drzewa, patrzę w gwiazdy, nad głową wisi księżyc. Gdybym potrafił zabrałbym się za pisanie wiersza;)
Ruszam na szlak o 7.00 gdy robi się jaśniej, chociaż słońce nie wyszło zza sąsiedniego pasma górskiego. Jest stromo. Od samego początku jadę na najniższym przełożeniu. Mimo wszystko nachylenie jest znośne, na pewno łatwiejsze niż się spodziewałem:) Jest bardzo zimno - jadę w polarze.
O godzinie 7.30 słońce oświetla pierwszymi promieniami wierzchołki gór. Z mozołem pnę się do góry. Przynajmniej wiem, że cały czas będzie pod górę nie muszę się łudzić, że za zakrętem będzie łatwiej;) Przy drodze pojawiają się 'fontanny' z wodą. W końcu jestem w górach.
O 10.45 docieram do wioski L'ospedale. Prezentuje się uroczo. Wyszły chumry i zdjęcia robią się ciekawsze. Kilometr za wsią przyłącza się do mnie kolarz z Niemiec. Zrobiło sie płasko. Jestem nieco zaskoczony. Jedziemy razem przez kilka minut, rozmawiamy o naszych rowerowych wrażeniach z pobytu na Korsyce. On też jest zachwycony:) Jeździ kolarką bez bagaży więc po chwili się rozstajemy. Ja zaś zatrzymuję się przy zbiorniku L'ospedale na odpoczynek. Siadam w cieniu skał i przyrządzam obiad. W menu ryż z makaronem z dodatkiem barszczu ukraińskiego.
O drugiej kończę lenistwo i ruszam dalej. Nie przyglądałem się specjalnie mapie i jestem zaskoczony - większa część trasy prowadzi w dół. Podjazdy łagodne, droga wiedzie przez las a więc słońce nie dokucza - jazda bardzo przyjemna. W takich okolicznościach po 30 kilometrach od rana o godzinie 16 docieram do wsi Zonza. Niestety wbrew moim oczekiwaniom nie ma tutaj sklepu w rodzaju sparu. Jest tylko lokalny spożywczak. Drożej ale nie aż tak jak się obawiałem. Zawsze to lepiej się zaskoczyć niż rozczarować;) Kupuję to co zwykle - sok, bagietki i ser pleśniowy. W restauracji proszę o 3 litry wody - za radą kelnerki, która informuje mnie że na trasie którą chcę jeszcze dziś pokonać nie ma 'fontann' z wodą.
A pokonać chcę odcniek między Zonzą a przełęczą Col de Bavella (1218m n.p.m.) Przejechać muszę 9 kilometrów i pokonać ponad 400 metrów w pionie. Podjazd na początku nie stwarza problemów dopiero po 4 kilometrach zaczyna się kokretne przewyższenie. Jest ciężko ale nie aż tak żebym musiał schodzić z roweru. Przełęcz zdobywam więc jak na bikera przystało:)
Na szczycie jestem o 19.30. Fotografuję słynne iglice Bavella w niebieskiej poświacie wieczoru i jadę szukać noclegu we wsi Bavella. Udaje się za 2 podejściem. Choć miejsce nie najpeweniszje. Pani którą prosiłem o nocelg nie znalazła miejsca na namiot wokół swojego domku wskazuje mi miejsce po drugiej stronie drogi - przy opuszczonym domku pasterskim. Wszystko pieknie, tylko czy nikt nie będzie miał nic przeciwko? Chowam namiot jak najbardziej za okalającym drogę kamiennym murkiem. Jestem niewidoczny przynajmniej dla jadących z jednej strony. Szansa wykrycia zmalała o 50%:)