Dzień 13.
wieś Bavella - Bocca di Larone (608m) - Col de Bavella (1218m) - Zonza - Quenza - Aullene - nolceg 6km za Aullene
d = 57,2m. t = 5h 28m. max = 61,0km/h.
Budzik nastawiony bardzo wcześnie ale kilka drzemek zrobiło swoje. Noc okropnie zimna. Spałem w cienkim polarze, bluzie z kapturem, kalesonach i spodniach. Brakowało mi jeszcze grubych skarpet... No tak 1200m n.p.m., las, z jednej strony kamienny domek, z drugiej kamienny murek. Nawet w dzień musi tu byc chłodno. Trzęsąc się z zimna pakuję się w ekspresowym tempie.
Czeka mnie 9-o kilometrowy zjazd więc zakładam bojówki na to nieprzemakalne spodnie, ochraniacze na buty, polar, bluzę i kurtkę przeciwdeszczową. Zakładam na głowę kaptur na niego kask, żółte okulary i jazda w dół! Trasa wiedzie przez las, niewiele widać więc można nie zaprzątać sobie głowy robieniem zdjęć. Delektuję się jazdą. Fantastyczna, kręta droga. Raj dla rowerzystów:) To nic, że za dwie godziny będę się wdrapywać z powrotem. Na razie cieszę się jazdą - mistrzostwo świata:) Ustanawiam rekord całej wyprawy w prędkośći - 61,0km/h!!!
Samochodów bardzo mało, na zakrętach zjeżdżam więc na przeciwległy pas ruchu aby nie musieć tak bardzo tracić prędkości podczas hamowania:) Po drodze udaje mi się sfotografować biegające po drodze świnie. Widok częsty na Korsyce ale poprzednie kilka razy świniaki zdążały uciec mi z pola widzenia zanim wyciągnąłem aparat...
O 9.00 pierwsze fantastyczne pejzaże, jem śniadanie na przydrożnym murku. Godzinę później podjeżdżam pod przełęcz Bocca di Larone (608m n.p.m.). Stąd równiez piękne widoki. Oczywiście fotografuję całą panoramę:)
Powrót na Col de Bavella zajmuje mi czas od 10 do 14 z przerwami na zdjęcia. Podjazd bardzo ciężki. Non stop najniższe przełożenie. Ostatnie 2,5 kilometra pcham rower... Mogłem chociaż zostawić przyczepkę na górze, miałbym teraz o wiele łatwiejsze zadanie ale rano zapomniałem o tym pomyśle (wpadłem na to dzień wcześniej). Na szczycie znowu sesja foto, góry prezentują sie pięknie w świetle popołudniowego słońca.
Po 15 udaję się w drogę powrotną do wsi Zonza. I znowu fantastyczny zjazd:) Ponad 11km! Na miejscu proszę o wodę w znanej mi juz restauracji i ruszam w stronę Quenzy. Dorga bez historii - zjazd przez las. Z Quenzy 3km w dół potem 4km pod górę.
O wpół do siódmej jestem w Aullene. Zakupy w lokalnym sklepie spożywczym. Sklep prowadzi jakaś babcia. Gdy wchodzę do środka - ona siedzi w ciemności na zydelku i patrzy na ulicę przez uchylone drzwi. Kiedy mnie zauważa wstaje aby zapalić światło. .. chyba oszczędza prąd;) Z rozmówkami francuskimi w ręku kupuję co trzeba. Ruszam na północ w stronę Zicavo.
Cały czas lekki podjazd. jadę i jadę ale nie ma szans abym dojechał do wspomnianej wyżej wisoki. Ściemnia się więc trzeba szukać miejsca na nocleg. 6 kilometrów za Aullen zauważam świetne zejście przy drodze - zbocze terasuje w dół 4-o metrowej szerokościami 'schodami'. Schodzę w dół i na 4 z kolei takim schodzku rozbijam namiot. Z drogi praktycznie mnie nie widać.
Znowu zimna noc. Las jest tak gęsty, że nie widzę nieba, mignie czasem jedna gwiazdka między gałęziami. Jest nieco strasznie. Chyba najmniej przyjemne miejsce noclegu jak do tej pory. Oczywiście nie licząc kempingów;)