[ Wstecz - Korsyka 2010 ]  [ ... ]  [ 8 ]  [ 9 ]  [ 10 ]  [ 11 ]  [ 12 ]  [ 13 ]  [ 14 ]  [ 15 ]  [ 16 ]  [ 17 ]  [ 18 ]  [ 19 ]  [ 20 ]  [ ... ]
Dzień 14.
Col de la Vaccia (1193m) - Zicavo - Cozzano - Col de Verde (1289m) - nocleg przy schronisku
d = 43,3m.     t = 3h 47m.     max = 39,5km/h.
         Wstaję po 7. Ryż z cukrem na śniadanie. Pakuję sie powoli. Muszę przyznać, że kryjówkę miałem doskonałą:) 8.30 wynoszę sprzęt na skraj drogi i ruszam na szlak.
         Droga pnie się minimalnie do góry więc jak na rozgrzewkę idealnie. Jadę powoli rozkoszując się widokami. Po 3 kilometrach droga nawraca i wspina się po przeciwległym zboczu. Nachylenie nadal łatwe. Jazda przyjemna a robi się coraz ciekawiej. Widoki tak cudowne, że przez niemal 2 godziny pokonuję raptem 5km w łatwym terenie. Po prostu cały czas fotografuję. Kiedy mijam piękne widokowo zakręty na dordze pojawiają się krowy - biała a potem 2 czarne. Z reguły krowy chodzą sobie poboczem nie wadząc nikomu ale te stoją nieruchomo i nie wyglądają na wystraszone... Mam nadzieję, że moje jaskrawe kolory nie zdenerwują zwierząt;)
         Później następuje ponad 15-o kilometrowy Zjazd do wsi Zicavo. Większą część przez las, jest chłodno, nie robię zdjęć więc mknę w dół:)
         W Zicavo jestem o 12.30. Zwiedzam nieco miejscowość, zjeżdżam obejrzeć kościół, spisuję relację i zjadam drugie śniadanie. Chcę naładować baterie do aparatu w restauracji ale kelnerka nic nie rozumie po angielsku a raczej po prostu nie chce mi pomóc. Myślę, że widok baterii z ładowarką w ręku jest wystarczająco wymowny;) Odpoczywam, a w zasadzie lenię się (jeszcze się dziś nie namęczyłem, większość trasy była z górki) w cieniu przez dwie godziny po czym powoli ruszam w dalszą drogę.
         Niebo zasnuwa się chmurami. Wygląda fantastycznie:) O 15 jesetm we wsi Cozzano. Nabieram wody z najpiękniej jak dotąd położonej 'fontanny' i robię sobie pamiątkowe zdjęcie ze statywu. Robię zakupy w lokalnym sklpeie pełniącym jednocześnie funkcję stacji benzynowej.
         Na szczyt Col de Verde (1289m n.p.m.) mam 17km i niemal 550m przewyższenia do pokonania. Na szczęście pierwsze 10km w miarę łatwe. Ostatnie 7km to już konkret. Chociaż w porównaniu z Col de Bavella to bułka z masłem. Jadę niemal cały czas na przełożeniu 1- 3 a to i tak mało. Co wprawniejsi na pewno jechali by tutaj dużo szybciej... Powoli się ochładza ubieram więc polar i spodnie. Jestem cały spocony ale wieje wiatr i każdy podmuch potęguje uczucie zimna.
         Na 4 kilometry przed metą widoki na znalezienie noclegu na dziko stają się coraz gorsze. Pisze więc smsa do siostry aby sprawdziła ceny noclegu w schronisku Refuge S. Pietro di Verde. Dowiaduję się, że za nocleg w namiocie w zeszłym roku pobierano opłatę w wysokości 5,5 euro, w myślach dodaję 1 euro i ochoczo ruszam dalej. Chyba wstąpiły we mnie nowe siły bo ostatnie 2 kilometry pokonuję w ekspresowym tempie. To chybą świadomość pewności i... znosnej ceny noclegu;) Na górze jestem o 19.30. Płacę... 6,5 euro. Nie myliłem się. Ceny zawsze i wszędzie tylko rosną;)
         Zostawiam baterię do ładowania w schronisku, zjadam makaron z sosem bolognese, biorę gorący prysznic. Zmieniam baterię w ładowarce, chowam się w namiocie, spisuję relację i idę spać. Znowu zimno więc ubieram bluzę. Niestety polar i bojówki mokre od potu więc na nic mi się nie przydadzą. 22.15. Ktoś w oddali chrapie w swoim namiocie. Na szczęście mam odtwarzacz mp3. Zapuszczam kołysankę. Dobranoc...
Poprzedni dzień       Do góry       Następny dzień