Dzień 15.
Col de Verde (1289m) - próba wejścia na Monte Renoso (2352m) - powrót do schroniska i zjazd do wsi Ghisoni Jako że plan mojej wyprawy był dość ogólny - po dwóch tygodniach kiedy policzyłem przebyte przeze mnie kilometry okazało się, że nadrobiłem sporo dystansu i mam więcej czasu na pozostałą część. Postanowiłem więc wyruszyć w góry. Dziś w planie zdobycie szczytu Monte Renoso (2352m n.p.m.). Szlak znakowany jest kamiennymi kopczykami. O ile takie oznakowanie sprawdzało się w lesie i na otwartej przestrzeni to przechodząc teraz przez skaliste zbocze nie mogę ich dostrzec. Wszystko wokół usłane jest kamieniami, w szaro-burych odcieniach - jak w takiej scenerii mam wypatrzec tych kilka kamyków ułożonych ludzką ręką? Czasem gdy jest ich dużo albo znajdują się akurat na tle nieba są dobrze widoczne ale przeważnie trzeba się zdrowo namęczyć żeby znaleźć kolejny znak. Co za kretyński sposób znakowania szlaku!!! Mój marsz do góry znacznie się wydłuża przez kłopoty ze znalezieniem właściwej drogi. Docieram na szczyt kamiennego wzniesienia. Gdzie jestem - nie mam pojęcia. Nie mam żadnej mapy. Nie zakładałem przed wyprawą, że będę tu chodził po górach;) Założyłem sobie, że jeśli do 15.30 nie znajdę się na szczycie - zawrócę. Tak też się dzieje. Trudno. Nie mam zamiaru tutaj nocować. Ale co zobaczyłem to moje:) Szkoda tylko, że teraz niebo osnute jest już ciemnymi chmurami Wracam. Zejście w dół przebiega bardzo szybko. Teraz pędzę w dół, nie zważając na kamienne kopczyki. Orientuję się tylko po kilku ogromnych, charakterystycznych głazach czy partiach skał obok których przechodziłem wcześniej. Na dole jestem o 16.20. Znów zachwycam się widokami. Ponownie zza chmur wyszło słońce. I znowu fotografuję... W dolinie jestem zupełnie sam. Garstka turystów, która dotarła tu razem ze mną, uznając pozzines za cel swej podróży już zapewne wróciła do swoich samochodów. Zakładam więc słuchawki na uszy i szybkim krokiem schodzę w kierunku schroniska. Śpiewam na całe gardło co mi tam zagra z mp3:) Przy schronisku jestem o 19.00. Najlepiej byłoby tutaj na spokojnie przenocować ale skoro rower przygotowany do drogi... Jadę więc w dół. Jest już bardzo zimno więc zakładam ubrania z długim rękawem. Nie widać miejsc, które można by zaadoptować na nocleg. Docieram więc do wsi Ghisoni. Miejscowi kierują mnie na, jak rozumiem, gminną działkę, na której dozwolone jest darmowe rozbijanie namiotów. Nie jestem pewny czy dobrze zrozumiałem ale jest już ciemno a wskazane miejsce wygląda naprawdę dobrze. Rozbijam namiot w niemal najwyższym punkcie ogrodzonej działki, tak by być jak najmniej widocznym z położonej poniżej drogi. Tak jeszcze nie nocowałem - z widokiem na wieś:)
|
|