Dzień 17.
kemping - Bergeries de Grotelle - piesza wędrówka nad jezioro Melo - zjazd do Corte - nocleg na kempingu
d = 31,8m. t = 2h 54m. max = 55,5km/h.
Wstaję wcześnie. Makaron z cukrem na śniadanie. 7.10 ruszam w górę doliny Restonica. Przyczepkę zostawiam na kempingu. Jadę tylko z ubraniami w góry i jedzeniem w sakwach.
Początkowo podjazd trudny ale znośny. Jest bardzo zimno. Słońce jeszcze nie wyszło zza zasłaniających drogę gór. Ubieram bluzę i kurtkę. Jadę bardzo powoli. Są momenty, w których podchodzę, mimo że jadę z niewielkim obciążeniem. Droga wiedzie wzdłuż gór - po lewej stronie skały a na nich gdzie tylko się udało urosły drzewa. Co kilkaset metrów postój na odpoczynek.
Droga kończy się przy zagrodach pasterskich Bergeries de Grotelle. Przebyłem 9 kilometrów, pokonałem około 720m w pionie. Średnie nachylenie podjazdu to niemal 8%... Jest 10.30 odkręcam bloki z butów, przebieram się z ciuchów rowerowych, wieszam je na rowerze aby się wysuszyły. Rower zapinam kłódkami i ruszam na szlak wiodący do Jeziora Melo.
Lac de Melo to takie tutejsze Morskie Oko - mnóstwo turystów, większość w 'niedzielnym' obuwiu, widzę nawet kobiety na obcasach... Trasa wiedzie kamienistym szlakiem. Do jeziora docieram w samo południe. Obchodzę je w poszukiwaniu dobrego kadru ale niebo zasnuwają chmury i nici z dobrych ujęć. Schodzę w dół. Potem szybki zjazd przerywany tylko kilka razy zdjęciami. Po drodze rozpędzam się ponad 50km/h a zza zakrętu wyłania się kolejny zakręt 90 stopni wchodzący w most. Tylko przytomność umysłu pozwoliła mi nie spaść z roweru - zacząłem hamować 'abeesem' naciskając raz po raz dźwignię hamulca za każdym razem powodując wychylenie tylnego koła do pozycji niemal żużlowej. Trzy razy w prawo, trzy razy w lewo i... udało się. Zatrzymałem się 2 metry przed krawędzią mostu. Byłaby ze mnie ładna, kolorowa plama na kamieniach wystających z rzeki... Gość, którego o mało nie przygniotłem do mostku napiera cos po francusku z widoczną dezaprobatą. Nogi drżą;)
Dochodzę do siebie i jadę dalej, już nieco ostrożniej. Z kempingu zabieram przyczepkę, doczepiam ją do roweru i zjeżdżam do Corte. W mieście jestem kwadrans po 16. Jadę na kemping, rozbijam namiot, zostawiam graty w środku i jadę zwiedzić miasto. Wizyta w górującej nad miastem cytadeli, zwiedzanie eksponatów w Muzeum Korsyki. Potem zakupy w sparze oraz casino. Niestety tak w jednym jak i w drugim sklepie nie ma piwa z lodówki. A za ciepłe nie zapłacę 3 euro! Co za kraj;) Musze obejść się smakiem...
O 20 wracam na kemping, kolacja, prysznic, zgrywanie zdjęć itd. Od czasu problemów z dętkami 'najsłabszy' dzień wyprawy. Dziś zamieniłem się w typowego turystę. Najpierw owczym pędem poszedłem za wszystkimi nad jezioro Melo, później zwiedzałem miasto a na końcu łaziłem po sklpeach w poszukiwaniu piwa;) Nad jeziorem było ładnie ale w sumie można było ten dzień wykorzystać lepiej. Jutro powinno być dużo ciekawiej. Będę atakował drugi co do wysokości szczyt Korsyki - Monte Rotondo...